Jestem mamą ułatwiającą sobie życie na swój sposób, jak większość z nas. Co to dla mnie znaczy? Być może to samo, co dla ciebie, a może zupełnie co innego! Lubię to, jak pięknie się różnimy, my, rodzice i jak różne rzeczy dają nam satysfakcję, szczęście, ulgę.
To nie będzie tekst uniwersalny. Każda z nas jest inna i dla każdej z nas „wygoda” znaczy co innego. Mam jednak nadzieję, że uda mi się z niektórymi z was przybić wirtualną piątkę i mrugnąć okiem, tak, ja też robię to dokładnie z tego samego powodu − to dla nas najprostsze rozwiązanie!
Współspanie
Plan był taki − będziemy spali razem, co do tego nigdy nie było wątpliwości, ale Konik będzie spał w dostawce do naszego „dorosłego” łóżka. Ha, ha. Ha. Bardzo szybko przekonaliśmy się, że niestety nic z tego i w dostawce kolejno spała moja noga, ręce, górna część Konika, moja głowa, dolna część Konika, mój tyłek. Kombinacji było wiele, ale w żadnej moje dziecko nie spało w osławionej dostawce. Tak, od początku w zasadzie spało z nami, bo gdy karmiłam, Konik już u nas zostawał. Dostawka bardzo szybko stała się więc bardzo poręczną, choć dość drogą, szafką nocną na moją komórkę, pieluszki, butelkę wody, z czasem suche pranie. Tyle o historii dostawki. A wracając do współspania − tak, śpimy głównie, oprócz tego, że naprawdę to lubimy, razem z lenistwa. A ściślej pisząc, z mojego lenistwa. Nie wyobrażałam sobie wstawać do dziecka w nocy, karmić, lulać, odkładać (ha, ha!), za chwilę znów wstawać, karmić… no, nie. Konik jako noworodzie budził się nawet z 15 razy w nocy. Gdzie w tym byłby mój sen? Bo nie wiem, czy wiecie, ale tak, z małym niemowlakiem naprawdę da się wyspać. Sekretem jest właśnie spanie razem. No bo tak: Konik się przebudza, otwieram oko, podciągam koszulkę, proponuję pierś, Konik się podłącza i… idę spać. Serio. Polecam.
Karmienie piersią
No właśnie. Są mamy, którym wygodniej (bo na chwilę wszystkie inne zalety czy wady odstawiam na bok) jest karmić naturalnie i takie, którym wygodniej jest karmić butelką z mieszanką. I to jest OK. Ja nie wyobrażam sobie karmić dziecka inaczej niż piersią − dlatego tak bardzo o to walczyłam. Karmię już ponad rok i, mimo kilku trudności, którym udało się zaradzić, jest to dla mnie najwygodniejsza rzecz pod słońcem! W każdej chwili, gdziekolwiek jestem, mogę po prostu zaproponować mojemu dziecku posiłek, ukojenie, bliskość. Możemy wyjść z domu z nerką przy pasie, w której mam telefon, klucze, pieluszkę. Tyle. No, po rozpoczęciu rozszerzania diety przyda się jeszcze jakaś przekąska.
BLW
Założę się, że jak patrzycie na te pełne grozy zdjęcia rozbryzgniętej zupy soczewicowej albo pesto z buraka (tak, wiem, tu już poleciałam grubym kalibrem), to mało ma to wspólnego z lenistwem, bo przecież ktoś tę wesołą imprezę musi posprzątać, ale czy wiecie co dzieje się przed i w trakcie posiłku? A właśnie. Przed szykuję obiad. Dla wszystkich to samo. Nie bawię się w „dzieciowe” jedzenie, nie przygotowuję specjalnych produktów dla dzieci, po prostu każdy u nas je to samo na obiad. Oszczędzam czas, a ten zaoszczędzony przeznaczam na poleżenie z książką przy synku, gdy ma drzemkę.
Po drugie, co robię w trakcie posiłku? Zajmuję się swoim talerzem. W efekcie jestem najedzona regularnie (czasem aż za bardzo, moje dziecko weszło w fazę karmienia mnie), a i do śniadania wypiję spokojnie kawę (nie poleca się picia kawy do posiłku ze względu na utrudnione wchłanianie składników odżywczych, ale co ja poradzę, jak lubię), patrząc jak jajecznica z pomidorami przykleja się do ściany. Ja wiem, co o tym myślicie, ale ja już jestem na etapie, że mnie to nawet relaksuje. Mogę wam zdradzić też sekret, że nie ja w domu sprzątam po jedzeniu. I jeszcze jedno: widziałam kiedyś dziecko, które było karmione łyżeczką i wcale nie pomagało to w niwelowaniu chaosu wokół niego. A tamta mama nie piła przy tym kawy.
Chustonoszenie
Noszę, bo przyzwyczaiłam − do miłości, bliskości, tulenia, oddechu, bicia serca, spokoju, oddania, troski. Noszę, bo ja się przyzwyczaiłam. Noszę z lenistwa też trochę. Nie chce mi się przygotowywać wózka, specjalnie ubierać dziecka, taszczyć ze sobą coś, co i tak prowadzę większość spaceru, bo syn chce być blisko. Albo lepiej widzieć. Kiedy korzystam z wózka, bo korzystam, o wiele dłużej zajmuje nam wyjście z domu. Gdy idziemy na spacer w chuście czy nosidle, sprawa jest prosta − biorę dziecko na ręce, wkładam do chusty lub nosidła, zakładam na nas bluzę lub kurtkę dla dwojga, zależy od pogody, do nerki albo worka pakuję pieluszkę na zmianę, klucze, kartę,przekąskę i telefon i wychodzimy.
Bycie sobą
Nie robienie nic na siłę, niczego wbrew sobie, „pozwalanie” nam na bycie tu i teraz. Powolność, uważność, niespieszność. W myślach, w rozwoju dziecka, w codzienności. Nie przeszkadzanie. Ten ostatni punkt jest dla mnie bardzo ogólny, bo chyba dotyczy naszego stylu życia, po prostu. Lubimy w slow.
A wy co lubicie?
Zdjęcie: unsplash.com