Połowa lipca minęła. To właśnie w tym czasie, co roku, zaczynają docierać do mnie informacje o kolejnym Przystanku Woodstock − z social mediów, telewizji, radia. Rozpiska zespołów i atrakcji jest już znana. Znajomi powoli zbierają się do wyjazdu do Kostrzyna. Ja szykuję się na relacje online i wspomnienia − a te, związane z Przystankiem Woodstock, mam najpiękniejsze. Tak, to będzie wpis sentymentalny.
Po raz pierwszy na Przystanek Woodstock trafiłam w 2003 roku. Miałam 17 lat, czerwone glany nosiłam cały rok (aż się dziwię czasem, że moje stopy obecnie nie wyglądają tak, jakby mogły po takim wieloletnim traktowaniu), indyjską torbę miałam pełną naszywek (do dziś jednak indyjskie torby noszę, już bez naszywki Włochatego), a w kieszeni zaoszczędzone jakieś 100 złotych. Na swoim pierwszym Woodstocku w Żarach byłam tylko dwa dni, pamiętam pole pełne słoneczników, koncert Dżemu i doświadczenie wolności, jedności i otoczenia się obcymi ludźmi, którzy byli mi w dziwny sposób bliscy. Dobre przeżycie dla młodej introwertyczki.
W 2004 roku letni wyjazd na Woodstock do Kostrzyna nad Odrą był już planowany od wiosny. To, co zastałam na miejscu, a nawet jeszcze w podróży, bo pociąg na Woodstock też był niesamowitym przeżyciem, przekroczyło moje wyobrażenie o letnim, rockowym festiwalu. Mam ochotę napisać górnolotnie i może nieco naiwnie, że ten wyjazd ukształtował mnie na kilka najbliższych lat. Tysiące rozmów z inspirującymi ludźmi, godziny spędzone w Pokojowej Wiosce Kryszny (choć nie jestem osobą podatną na religijne wpływy), ból nóg po skakaniu na kilkunastu koncertach ulubionych zespołów, chodzenie spać niemal o świcie i budzenie się po dwóch godzinach, bo tamten Woodstock był rekordowo gorący.
Nie pamiętam dokładnie, ile dni spędziłam latem 2004 roku w Kostrzynie. Myślę, że niecały tydzień. Wróciłam ekstremalnie zmęczona, bardzo opalona, z dziesiątkami brzydkich bąbli na stopach (glanów nie zdjęłam przez cały Woodstock, bo bałam się, że mi je ukradną, serio), ale w domu nie mogłam spokojnie spać jeszcze przez kilka dni. Z emocji. W sumie to do dziś, a minęło 13 lat (ciężko mi w to uwierzyć, ale trudno z tym polemizować), czasem śni mi się tamten Przystanek. Było pięknie.
W 2005 roku jechałam już jako „ekspertka”. Wiedziałam jak jechać, czym, kiedy, co robić na miejscu, gdzie znajdują się sklepy i inne przydatne rzeczy. Przyjechałam na miejsce i poczułam się jak w domu, znanym i bezpiecznym miejscu. To, co przypomniało mi się niedawno związanego z tym Przystankiem, to widok rodzin z małymi dziećmi. Pomyślałam sobie wtedy, że kiedy będę miała dziecko, na pewno zabiorę je na Woodstock. Słowa dotrzymam.
W ciągu ostatnich 12 lat jeździłam na różne rockowe festiwale. Żaden jednak nie wiązał się z tyloma emocjami, dobrymi chwilami, pięknymi koncertami, co Przystanek Woodstock. Na Woodstock wróciłam w 2012 roku, razem z ekipą wolontariuszy Muzeum Powstania Warszawskiego, której pomagałam prowadzić warsztaty artystyczne. Powrót do Kostrzyna po siedmiu latach był… dziwny, ale warto było zobaczyć, co się zmieniło.
Czy jeszcze kiedyś wrócę na Przystanek Woodstock? Czuję, że tak. Już nie jako nastolatka nie mająca pojęcia, na jakie studia pójść po maturze (w sumie to do dziś miałabym z tym wyborem problem), ale jako mama, która chciałaby pokazać swoim dzieciom pełnię radości, swobody, beztroski i naturalności. Miłość, przyjaźń, muzyka i błoto − czy to nie piękne, jak pewne rzeczy z wiekiem absolutnie się nie zmieniają?
Czytając i słysząc co roku wiele głosów, a ostatnio niestety coraz więcej, o niebezpieczeństwach związanych z Przystankiem Woodstock, jest mi zwyczajnie przykro. A może jestem zła. Zła, bo przez takie ostrzeżenia, często bezpodstawne i nie mające zupełnie sensu, a wynikające głównie z kwestii politycznych, wielu ludzi zdecyduje się jednak nie jechać do Kostrzyna ze względu na swoje bezpieczeństwo. Rzeczywiście, żyjemy w czasach, w których ciężko nie myśleć o zagrożeniach. Ale te czyhają na nas wszędzie, nie tylko na Woodstocku. Szkoda by było, przez opinie ludzi, którzy nigdy nawet nie byli na Przystanku, zrezygnować z uczestniczenia w jednym z najpiękniejszych festiwali.
Zdjęcie: unsplash.com