Mój syn skończył trzy miesiące. „Czwarty trymestr” dobiegł końca. Bywało ciężko. Ba! Bywało masakrycznie ciężko. To wymagający, trudny, wyczerpujący i… piękny czas. Mimo wszystko.
Teoria „brakującego”, czwartego trymestru ciąży, zakłada, że rodzimy się odrobinę za wcześnie, niż jesteśmy na to gotowi – bezbronni i mocno wrażliwi. Musimy więc mieć zapewnione takie warunki, które umożliwią nam poczucie bezpieczeństwa, ciepło i komfort − a wszystko to jak najbardziej zbliżone do tego, co otaczało nas przez 9 miesięcy w brzuchu mamy. Brzmi niemal jak coś niemożliwego do spełnienia, a jednak możemy ułatwić dziecku i nam ten trudny start. Jak? Zaufać sobie, swoim kompetencjom i swojemu dziecku.
Przez pierwsze 6-7 tygodni życia syna (i swojego połogu) postanowiłam totalnie odpuścić i dać nam cały możliwy czas. W praktyce wyglądało to tak, że z łóżka wychodziłam tylko do łazienki. Tulenie, karmienie, karmienie, jeszcze raz karmienie i współspanie, bujanie na piłce, noszenie, tulenie, tulenie, tulenie… czy wspominałam o karmieniu? Wokół tego kręciła się doba. Po początkowych, szpitalnych problemach z karmieniem piersią, po przyjechaniu do domu postanowiłam dać szansę sobie i dziecku. Bywało ciężko… cholernie ciężko. Trudno było mi funkcjonować w tym maratonie niespania − w końcu w ciąży spało mi się długo i często! Miałam wrażenie, że zapomniałam wszystko to, czego „uczyłam się” i dowiadywałam przez ostatnich kilka miesięcy.
Pierwszym odruchem, jaki mam, gdy moje dziecko zaczyna płakać (lub nawet jeszcze nie) jest, oprócz zaproponowania piersi, wzięcie na ręce, przytulenie, ukojenie, kołysanie. To przyszło naturalnie i duże było moje zdziwienie, gdy zaczęłam słyszeć głosy z klasycznym „nie noś, bo przyzwyczaisz” na czele. Przyzwyczaję do czego? Do bliskości, bezpieczeństwa, więzi? Cudownie, o to właśnie chodzi! Nie wyobrażam sobie odkładania płaczącego dziecka do łóżeczka, nie reagowania. Przy rosnących potrzebach bliskości mojego syna, pokochaliśmy się z chustowaniem. Ja odzyskałam wolne ręce, a syn zyskał ciągłe bycie razem. Ten kawałek szmaty uratował nas w zasadzie, a na pewno mnie, od totalnego stracenia głowy i czucia w rękach.
Starałam się nie zapominać też o sobie. Dobre jedzenie (zapasy z zamrażalnika i dowóz z knajpek, choć do nas prawie nikt nie dojeżdża…), ciepłe prysznice (tak, nawet te dwuminutowe, z partnerem stojącym obok z dzieckiem na rękach… ale musowo!) i… stały dostęp do platformy z filmami i serialami, które pochłaniałam podczas wielogodzinnych sesji przy piersi. Zapewnienie nam komfortu, wygody i świętego spokoju było najlepszym, co mogliśmy dostać. Nie byłoby to możliwe bez wsparcia bliskich – to twój partner będzie musiał wziąć na siebie domowe obowiązki i ogarnianie całego bajzlu (i nie mam tu na myśli tylko kurzu i porozrzucanych po domu przedmiotów).
Czwarty trymestr czy, po prostu, pierwsze miesiące z dzieckiem to kosmos, jazda bez trzymanki, nowość goniąca nowość i możecie mieć wrażenie, że nie jesteście na to przygotowani, jednak to, co nazywamy intuicją, naprawdę sprawdza się najlepiej. Bo jesteście dla swojego dziecka najlepszymi rodzicami. A to dopiero początek tej pięknej i pokrętnej drogi.
Zdjęcie: unsplash.com