Od ponad czterech miesięcy karmię piersią mojego syna. Karmię go, kiedy tego potrzebuje. Karmię w domu, w przychodni, pod lasem na ławeczce, w pobliskiej kawiarni. Karmię, bo wiem, że to dla mojego dziecka najlepsze i chcę to robić. I lubię. Tak, teraz naprawdę bardzo lubię karmić! Gdyby jednak, te kilka miesięcy temu, ktoś mi powiedział, że karmienie piersią może powodować ogromny ból, ale nie martw się, na każdy ból jest rada − na pewno nasza mleczna droga byłaby mniej skomplikowana.
Kiedy byłam w ciąży, dużo czytałam o karmieniu piersią, bo bardzo chciałam w ten sposób karmić mojego syna. Nigdy nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że mogłoby być inaczej! Przecież kobiety karmią swoje dzieci od wieków. To nie może być trudne! Nic bardziej mylnego. I mimo, że są kobiety, które nie mają absolutnie żadnych problemów, to jednak większość z nas, prędzej czy później, doświadcza trudności, które, w efekcie, mogą prowadzić do końca mlecznej drogi.
Jednym z tych problemów jest ból.
Tak, karmienie piersią może boleć i o tym, niestety, mówi się bardzo mało. Jeszcze mniej informacji dostajemy na temat tego, że ból często nie jest fizjologiczny i możemy mu zaradzić na wiele sposobów.
Po porodzie siłami natury, który przebiegł wręcz idealnie i, tak jak chciałam, bez użycia środków farmakologicznych, naturalnie, spędziłam z synem ponad dwie godziny na kontakcie skóra do skóry, podczas których odbyło się nasze pierwsze karmienie. Nie pamiętam, żeby mnie bolało, ale zakładam, że byłam na niezłym poporodowym haju. Problemy zaczęły się później.
Ból przy przystawianiu był wręcz nie do zniesienia. Konik też nie za bardzo potrafił sobie poradzić z tym wszystkim. Byłam zrozpaczona, bo przecież miało być idealnie. W końcu załamałam się totalnie, że nie potrafię nakarmić mojego dziecka. Nie pomagała położna, która prawie wykrzyczała do mnie, że jak ma się tak wrażliwe piersi, to nigdy nie będzie się karmić. Płakałam, zaciskałam zęby, próbowałam.
Wiedziałam, że muszę poradzić się specjalistki, którymi na pewno nie były położne w szpitalu. Niektóre z nich, owszem, były bardzo pomocne, ale położna, o ile dodatkowo nie jest doradczynią laktacyjną, nie jest ekspertką od karmienia piersią, a jej rady mogą wręcz zaszkodzić. Polecane były mi butelki, smoczki, nakładki, „hartowanie” piersi (brrr). Próbowano przystawić mi syna na siłę, i do dziś mam łzy w oczach, jak pomyślę, że raz na to pozwoliłam, zupełnie zaskoczona sytuacją. Nigdy nie pozwolę na taką formę przemocy przy kolejnym dziecku.
Karmienie bolało też po powrocie do domu. Z czasem piersi były już tak poranione, że na myśl o karmieniu chciało mi się wyć. Kiedy znikał jeden problem (zbyt krótkie wędzidełko u dziecka), pojawiał się kolejny (zbyt płytkie chwytanie piersi). Gdy myślałam, że wszystko już za nami i w końcu zacznę, jak te kobiety z pięknych zdjęć promujących karmienie piersią, karmić z przyjemnością, okazało się, że cierpię na skurcz naczyń. Bolesność 8/10.
I nie piszę o tym wszystkim, aby was wystraszyć i zniechęcić. Nie! Piszę to po to, aby was przygotować na to, że kiedy pojawia się ból, wy wyjmujecie z torby wcześniej przygotowany kontakt do certyfikowanej doradczyni laktacyjnej (a najlepiej do kilku, żeby mieć pewność, że ktoś do was przyjedzie jak najszybciej), dzwonicie, prosicie o pomoc i ją otrzymujecie.
Czym jest więc ów fizjologiczny, naturalny ból? Niestety ciężko jednoznacznie określić, bo to zależy od tego, jaki masz próg bólu i co dla ciebie jest niekomfortowe. Na pewno jednak jakiś rodzaj „bólu” (lub może lepiej napisać: odczuć) jest zupełnie normalny, w końcu nagle twoje piersi mają kompletnie nowe zadanie − wykarmić dziecko. Jeśli więc wskaźniki prawidłowego i skutecznego karmienia są zachowane (czyli dziecko dobrze przybiera na wadze − według norm dla dzieci karmionych piersią, robi siku i kupę określoną liczbę razy − zależnie od wieku, jest aktywne przy piersi i słyszysz, że połyka pokarm), ból występuje tylko na początku karmienia i mija wraz z pierwszym przypływem oksytocyny, a pierś po karmieniu wygląda normalnie − to prawdopodobnie fizjologia i po prostu minie. Jeśli jest inaczej, czyli ból jest nie do zniesienia, a ty masz ochotę przy każdym karmieniu wbić zęby w koc i wyć, albo nie mija po kilkunastu sekundach od rozpoczęcia karmienia − to nie fizjologia. Zgłoś się do dobrej CDL, znajdźcie przyczynę, rozwiążcie problem i ciesz się karmieniem.
Jeszcze kilka lat temu, kiedy nie miałam pojęcia o tym, czym jest dla dziecka i mamy karmienie naturalne, spytałabym po przeczytaniu tego, co powyżej: ale po co się męczyć? Teraz nie wyobrażam sobie karmić inaczej i nie żałuję żadnej podjętej próby ratowania mojej laktacji. Mój syn ma cztery miesiące, a ja mam prawdziwą przyjemność z karmienia go i wiem, że daję mu wszystko to, co najlepsze. Przed nami, mam nadzieję, jeszcze wiele miesięcy mlecznej drogi, i być może nie ominą nas kolejne trudności, ale wiem, że na nie wszystkie jest jakaś rada.
Teksty z serii „O karmieniu piersią” nie zastąpią porady certyfikowanej doradczyni laktacyjnej czy promotorki karmienia piersią. Jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości albo trudności związane z karmieniem, koniecznie zgłoś się do specjalistki! Dziękuję za pomoc merytoryczną przy tekście Luce, promotorce karmienia piersią, z Milk Power.
Zdjęcie: unsplash.com