Hej, mamo, która chodzisz sama z dzieckiem alejkami w parku. I ty, mamo, która nie wychodzisz z dzieckiem z domu, bo w sumie gdzie tu iść, jak się nikogo nie zna. I ty, która myślisz, że z samotności zaraz zwariujesz. Gdzieś tam, może nawet całkiem blisko, jest inna mama, która myśli i czuje dokładnie to samo.
Kobiety przez wieki zawsze się wspierały. Często były to bliskie sobie kobiety, spokrewnione ze sobą, a rodziny były wielopokoleniowe i mieszkało się razem lub w sąsiedztwie. To kobiety przekazywały sobie wiedzę o ciele, o dojrzewaniu, o seksie, o porodzie, o laktacji, o wychowywaniu dzieci. Zawsze było z kim porozmawiać, zawsze był ktoś, kto przypilnował dziecka, kto zrobił coś do jedzenia.
Wiem, być może podaję wam tu trochę wyidealizowany obraz dawnych czasów (ach, jak to było kiedyś, a jak nie jest teraz), a sytuacje były różne, ale w jednym będę się upierać: kiedyś mamy nie były tak samotne, jak są teraz.
Dużo ostatnio myślę o tej matczynej samotności. Rodzi się dziecko, jesteśmy szczęśliwe, partner, jeśli jest, też jest szczęśliwy, rodzina się cieszy. Ale często jest tak, że ta rodzina mieszka bardzo daleko, a partner wraca do pracy i… no właśnie, zostajemy same z dzieckiem, z którym, wiecie, dopiero się poznajemy tak naprawdę, trochę w nas niepewności, więcej lub mniej, szukamy punktu zaczepienia, jakiejś przyjaznej duszy albo po prostu kogoś, z kim można pomilczeć o tym samym.
A czasem jest tak, że spotykamy inne mamy, owszem, ale totalnie nie znajdujemy z nimi wspólnego języka. Bo jesteśmy bardzo różne i mamy też różne podejście do życia, bycia z dzieckiem, rodziny. No cóż, bywa i tak. Dlatego ja jestem zdania, że najwięcej siły daje wioska kobiet, które myślą podobnie lub dają przestrzeń na to, aby myśleć odmiennie od nich, pełna wsparcia, siostrzeństwa, bliskości. Z naszych macierzyńskich doświadczeń płynie niesamowita siła, a w codzienności trochę tej siły nam trzeba.
I takiej wioski kobiet, i takiego wsparcia, jakiego wam potrzeba, bez oceniania i „dobrych” rad, wam dziś życzę.
Zdj. Anksfoto