Zacznę od tego, że daleka jestem od jakichkolwiek radykalnych rozwiązań. Nie lubię fanatyzmu w wyborach, bo raczej nigdy nie prowadzą one do niczego dobrego. Świat nie jest czarno-biały, za naszymi decyzjami zawsze stoi całe zaplecze doświadczeń. W macierzyństwie lubię kierować się intuicją wspartą aktualną wiedzą, i to one mnie prowadzą. Ten tekst nie jest o jedynych słusznych racjach, ale o tym, jak przyjęło się postrzegać „modne” BLW. I ten obraz, który wam zaraz pokażę, właściwie z BLW ma mało wspólnego.
Czym jest BLW? Nie raz już o tym pisałam, ale w najprostszych słowach, BLW to metoda rozszerzania diety, w której odstawieniem od piersi (ile by ono nie trwało) i rozszerzaniem kieruje dziecko. My czekamy na gotowość dziecka, a potem podążamy za nim, proponując posiłki, które sami jemy, tylko lekko dostosowane pod dziecko (np. nie dosalamy potraw czy nie proponujemy grzybów leśnych lub orzechów w całości – o innych produktach, na które warto uważać, przeczytacie tu).
Co często słyszę i czytam, czym jest BLW?
„BLW to jedzenie kawałków”. To słyszę chyba najczęściej. I tak, coś w tym jest, bo dziecku rzeczywiście od początku rozszerzania diety proponujemy kawałki, a nie, jak to w tradycyjnym rozszerzaniu, po około 2-3 miesiącach. Ale po pierwsze, nie oznacza to, że nie możemy zaproponować dziecku BLW papki ani produktu o konsystencji grudkowatej. Ani, po drugie, tego, że możemy spłycić całą ideę BLW do jedzenia kawałków.
Jeśli wybieramy BLW jako metodę rozszerzania diety, możemy zaproponować dziecku papkę. Klasyczną papką jest przecież na przykład zupa krem (ja kocham dyniową i krem z pomidorów) albo owocowe smoothie. Tyle, że w BLW nie karmimy dziecka ową papką, tylko dajemy dziecku jeść samodzielnie. Możemy wlać zupę do kubka, możemy do doidy cup, możemy podać słomkę lub łyżkę. Tak! W BLW dajemy dzieciom łyżki! Serio. Tylko operują nimi same, najczęściej.
W postrzeganiu BLW jako tylko i wyłącznie „jedzenia kawałków” boli mnie jeszcze wspomniane spłycenie całej przemyślanej i głębokiej idei, która przyciągnęła mnie do BLW, odkąd o nim usłyszałam. To zaufanie do dziecka, patrzenie na świat z jego perspektywy, szacunek do jego odrębności, poczucie, że ono doskonale wie, czy chce zjeść zaproponowany przeze mnie posiłek i ile chce go zjeść, to wspólne zasiadanie do jednakowych potraw, jedzenie dokładnie tego samego – to wszystko jest dla mnie naprawdę ważne i mi bliskie. Kiedy ktoś mówi, że BLW to tylko „jedzenie kawałków przez niemowlaki” to mi po prostu przykro.
„My zaczęliśmy BLW jak Kasia skończyła 10 miesięcy”. Jeśli daliście dziecku do ręki kawałek marchewki czy banana w 10 miesiącu jego życia, to po pierwsze, mogliście trochę wcześniej, a po drugie, po prostu rozszerzacie mu dietę w sposób tradycyjny. Bo czym jest tradycyjne rozszerzanie diety? Nie jest to karmienie dziecka papkami jak najdłużej. To proponowanie dziecku potraw o różnych konsystencjach, czyli oprócz papek, również grudek i kawałków czy np. warzyw i owoców w całości. Dziecko w tradycyjnym rozszerzaniu diety może być karmione łyżeczką i dostawać kawałki do ręki. I tu płynnie przechodzę do…
„My stosujemy pół na pół, łyżeczka i BLW”. Mam wrażenie, że to po prostu niezrozumienie tego, czym BLW jest. BLW to sposób rozszerzania diety dziecka, w którym dziecko samo nim steruje, decyduje, je to samo, co rodzice, jest samodzielne na tyle, na ile w danej chwili może. BLW to nie tylko „jedzenie kawałków”. Nie da się za bardzo, biorąc pod uwagę podstawy założeń tradycyjnego rozszerzania diety i BLW, łączyć tego na zasadzie, że na śniadanie podaję dziecku do ręki omleta i paprykę, a na obiad karmię go zmiksowanym ziemniakiem z brokułem. To jest po prostu tradycyjne rozszerzanie diety, według zaleceń. Dokładnie tak – dzieci nie-BLW też powinny jeść kawałki i to jest potrzebne do prawidłowego rozwoju.
Fajnie też o tym mówi na końcu tego live’a Gosia Jackowska.
„BLW to rozrzucanie jedzenia”. Wiecie, że powstają już takie wydarzenia, mające w nazwie „BLW”, na które można przyjść z dzieckiem, żeby zrobiło jedzeniowy armageddon w lokalu, a nie w domu? Serio, serio.
Tymczasem wiele dzieci, zawiodę was może, wcale jakiegoś przesadnego bałaganu nie robi, gdy pozwoli im się jeść samodzielnie. Zresztą, najbardziej umorusanego malucha widziałam wtedy, gdy mama próbowała karmić go jakąś pomarańczową zupką. Zupka była nawet w uszach szczęśliwego i roześmianego dziecka, tymczasem moje miało jakiś lepszy dzień i uważnie próbowało kaszę z warzywami. Ale to było tylko raz.
Ale do brzegu – tak, metoda BLW może generować bałagan, a nawet małą masakrę, jeśli nasze dziecko ma ekspresyjny sposób poznawania smaków, zapachów, konsystencji i odgłosów upadania na ziemię i rozpryskiwania się o ścianę. Ale o to właśnie chodzi, żeby dziecko miało okazję tego wszystkiego doświadczyć, jeśli ma taką potrzebę. Może też nie mieć takiej potrzeby i jest to OK.
„Przy BLW nie mogę skontrolować, ile dziecko zjadło”. No racja, czasem ciężko ustalić, czy to były cztery wstążki makaronu, czy pięć. Ale w zasadzie – po co nam ta wiedza? To ja wiem najlepiej, ile muszę w danej chwili zjeść i czego, żeby się najeść. To ja wiem, co chcę zjeść w tym momencie z talerza, na co mam ochotę. Tylko ja wiem, jakie sygnały wysyła mój własny organizm. I twoje dziecko ma dokładnie taką samą wiedzę o swoim ciele, brzuchu i potrzebach.
„W BLW rodzic decyduje co dziecko zje i kiedy, a dziecko decyduje, czy w ogóle zje i ile”. Ta piękna zasada dotyczy nie tylko BLW, ale ogólnie rozszerzania diety dziecka, mimo że często wydaje nam się, że właśnie tylko tego pierwszego. Dokładnie tak! W tradycyjnym rozszerzaniu diety też proponujemy dziecku posiłek, ale to dziecko decyduje czy go zje i ile go zje. Nie my. Ta reguła nazywa się „podział odpowiedzialności” i jest szalenie ważna przy rozszerzaniu diety, nieważne jaką metodą. To szacunek do dziecka, a ten nie jest zarezerwowany tylko dla BLW.
Uff, chyba przebrnęłam przez moje „ulubione” mity na temat BLW. Chcę zostawić was z myślą, że każda metoda jest dobra, o ile my sami ją czujemy, ufamy jej i wiemy, że jest odpowiednia dla nas w tym momencie. Szacunek i zaufanie do dziecka to podstawa i najważniejsza kwestia przy wprowadzaniu posiłków, po prostu. To ma być nasza przyjemność, wspólne odkrywanie świata, dobre wspomnienia i fajne chwile – czy to z łyżeczką w waszej ręce, czy w ręce waszego dziecka.