Zawsze marzył mi się domek z ogrodem, gdzieś pod dużym miastem lub na jego obrzeżach. Tymczasem, w drodze do spełnienia marzeń, wylądowaliśmy w mieszkaniu z ogródkiem. Czego oczekiwałam po tej zmianie, a co okazało się „w praniu”? Oraz, co najważniejsze, czy ogródek podoba się psom?
Kiedy okazało się, że musimy wyprowadzić się z naszego dotychczasowego mieszkania na Mokotowie kilka miesięcy temu, byłam trochę załamana. Mieszkaliśmy w pięknym miejscu, dwa przystanki od Śródmieścia, a zaraz pod naszym domem znajdował się wielki park Morskie Oko, który znają chyba wszyscy mokotowscy (ale nie tylko) psiarze.
Zaczęłam szukać mieszkania i miałam trzy kryteria: bliskość dużego parku lub lasu, parter lub winda (ze względu na to, że byłam wtedy w szóstym miesiącu ciąży i nie wyobrażałam sobie wnosić wózek po schodach) oraz, jeśli parter, to koniecznie z ogródkiem. I tu zaczęło się robić „pod górkę”. Okazało się, że mieszkania z ogródkami są… małe. Większość z nich to kawalerki lub dwupokojowe mieszkania, ale do 40-45 metrów kwadratowych. My chcieliśmy wynająć mieszkanie nie mniejsze niż nasze poprzednie, to znaczy minimalnie sześćdziesięciometrowe. Uff, dużo wymagań, ale udało się. Jest duże mieszkanie, jest parter, jest las za płotem, jest i ogródek. I po prawie trzech letnich miesiącach w mieszkaniu z ogródkiem mogę wam napisać, czy rzeczywiście było warto, głównie ze względu na psy.
Plusy mieszkania z ogródkiem:
Spędzanie czasu na świeżym powietrzu i korzystanie ze słońca przez cały dzień. W lipcu i sierpniu, kiedy pogoda pozwalała (nie padało ani nie było burzy), spędzaliśmy w ogródku całe dnie. Ja pisałam albo czytałam na tarasie lub leżaku, a psy korzystały ze słońca i cienia. Nasz ogródek nie jest duży (ok. 20 metrów kwadratowych), ale każdy znalazł w nim miejsce dla siebie. Mamy trawę, ale też zacienione miejsce z zimną ziemią, w której psy ukopały sobie dół − wprost idealny na upalne dni.
Bardzo awaryjne wyjście w sytuacji, kiedy nie możesz iść na spacer z psem. Na początku napiszę jasno: ogród przy domu czy ogródek przy mieszkaniu nie zwalnia z obowiązku chodzenia na regularne i długie spacery z psem! Zdarzają się jednak sytuacje, w których nie możemy wyjść w danym momencie, a pies już domaga się wyjścia za potrzebą. Kilka razy skorzystałam z tego, że psy mogą załatwić się w ogródku, choć przyznam, że oni sami nie za bardzo chcą sikać czy robić kupę w miejscu, gdzie odpoczywają. Awaryjnie jednak jest to jakieś wyjście, które na pewno jest zaletą posiadania ogródka.
Obserwacja osiedlowego życia. O tak, psy są bardzo ciekawe, co dzieje się na osiedlu. Wprawdzie na (prawie) całej długości ogródka mamy rozłożoną słomę, przez którą trochę utrudniona jest wnikliwa obserwacja, ale i tak dźwięki, przechodzące psy i koty, dzieci grające w piłkę, lecący samolot − cały czas coś się dzieje.
Jedzenie kości na zewnątrz. Żywimy nasze psy mięsnymi karmami, o czym pisałam już nie raz. Adoptowaliśmy je jako dorosłe psy, które całe życie jadły zwykłą karmę i nie chciałam zmieniać im przyzwyczajeń. Oboje uwielbiają raz na jakiś czas pogryźć kości, które staramy się kupować jak najbardziej naturalne − a jak wiemy, takie „pachną” najintensywniej. Idealnym rozwiązaniem jest danie psom ulubionych przysmaków i zaproponowanie im obgryzania ich na dworze. Czysto w domu, wietrzyć nie trzeba.
Leżenie na trawie i podgryzanie trawy. Oraz tarzanie się w świeżo skoszonej trawie. Nasze oba psy uwielbiają tarzać się w trawie, najlepiej wygrzanej słońcem. Lubią też jeść sobie wystające kępki, a ja mam pewność, że trawa jest czysta i im nie zaszkodzi.
I, niestety, minusy:
Sikanie i robienie kupy w ogródku. Dla mnie to zaleta, bo moje psy korzystają z tego tylko w awaryjnych sytuacjach, ale wyobrażam sobie też, że pies po prostu regularnie załatwia się na wypielęgnowanej trawie, wprost obok naszego leżaczka. Przyznaję też, że Zija na przykład upatrzyła sobie tylko jedno miejsce do „awaryjnego” sikania, więc, mimo że jest to dość na uboczu, trawa już tam nie rośnie. Kupę też się czasem ciężko sprząta z trawy, jeśli chcesz zrobić to dokładnie i nie zostawić resztek. Można przelać to miejsce wodą, ale też nie zawsze działa.
Błoto w kuchni, piasek w łóżku, mokry pies na kanapie. Wiadomo, kiedy na dworze pada, psy przychodzą z ogródka i, jeśli nie zdążę ich złapać pierwsza z ręcznikiem, wytrą się tam, gdzie uważają za słuszne. To w deszcz, a w słoneczne dni też nie jest łatwo, głównie ze względu na ukochany psi dołek pod płotem, w którym uwielbiają na zmianę leżeć. Wychodząc z takiego dołka są cali w ziemi lub błocie (w zależności od tego czy padało) − trzeba mieć refleks, żeby ich w odpowiednim momencie, przed wejściem do mieszkania, wyczyścić. Oprócz sierści w mieszkaniu, bądźcie przygotowani też na piasek. Wszędzie.
Nocne wyjścia. Jest druga w nocy, śpisz i nagle słyszysz piszczenie i walenie łapą o drzwi balkonowe. Choć pies radził sobie jakoś przez ostatnie lata wychodząc co 6-8 godzin na spacer, teraz sytuacja diametralnie się zmieniła! Przecież ma ogródek, do którego można wyjść w każdej chwili, więc czemu nie w środku nocy. Tak samo wyjścia poranne − kiedyś psy wstawały z nami, szykowaliśmy się do wyjścia te 10-15 minut i szliśmy na spacer. Po przeprowadzce do mieszkania z ogródkiem Zija kilka razy po pobudce domagała się łapą wyjścia prosto do ogródka na siku. Wtedy szybko wychodziliśmy z nią przed blok, na normalny spacer, zanim się dziewczyna przyzwyczaiła, że ogródek to wielka psia toaleta.
Co warto mieć w ogródku?
Wygodne miejsce do siedzenia/leżenia. Aby spędzać czas z psami i jeszcze w komfortowych warunkach poczytać książkę.
Miejsce z bujnie rosnącą trawą. Tarzanie się w trawie to jedna z największych psich przyjemności! Psy podgryzają też świeżą trawę, więc dobrze, żeby miały taką pod pyskiem.
Przestrzeń na psi dołek. Lub miejsce z ziemią, w której można spokojnie pokopać dziury. Najlepiej gdzieś pod płotem, średni pomysł to środek ogródka.
Krzaki lub małe drzewka. Żeby można było poleżeć w cieniu, kiedy upał nie pozwala wygrzewać się w pełnym słońcu.
Wiadro. Do którego wpada deszczówka. Co z tego, że w misce świeża woda − deszczówka z wiadra jest taka pyszna!
A co z kotem?
Kot w ogródku to nie jest prosta sprawa. Kotton do tej pory był kotem niewychodzącym i chcemy, żeby tak zostało − jesteśmy odpowiedzialni za nasze zwierzęta. Jest to jednak dla niego wielka zmiana, bo dotychczas mieszkał na poddaszach, gdzie nie było balkonu, a ostatnio miał do dyspozycji mały balkon, oczywiście osiatkowany (nie, koty nie potrafią latać i nie mają siedmiu czy dziewięciu żyć, ale o tym może innym razem). Ogródek też można odpowiednio zabezpieczyć, wiąże się to jednak z większymi kosztami, niż osiatkowanie okna czy balkonu. Robiąc research wśród warszawskich firm zajmujących się siatkami dla kotów dostawałam wyceny zabezpieczeń wahające się od 2500 do 5000 złotych (przypominam, że ogródek nie jest duży, ma maksymalnie 20 metrów kwadratowych). Przyznam, że jeśli byłoby to nasze mieszkanie, a nie wynajmowane, zdecydowałabym się na profesjonalne zabezpieczenia, ale w przypadku, kiedy, teoretycznie, w każdej chwili możemy się wyprowadzić, trochę jest to za duży koszt.
Zabezpieczyliśmy samodzielnie ogródek za pomocą mat osłonowych, a Kotton nie wychodzi do ogródka bez szelek, obróżki i smyczki. Nie wychodzi też sam, zawsze ktoś z nim jest. Może nie jest to dla nas najbardziej komfortowe rozwiązanie, ale słuchając opowieści sąsiadów o tym, jak to mieli kiedyś kota i drugiego kota, ale te koty uciekały i wpadały pod samochody, to dreszcze mnie przechodzą i nie myślę o naszej wygodzie. Jeśli mam ochotę poczytać książkę w ogódku i odpocząć z psami, niestety zamykamy Kottona w pokoju. Może na wiosnę znajdziemy jakieś lepsze rozwiązanie.
Podsumowując, mieszkanie z ogródkiem, na które kilka miesięcy temu tak bardzo się uparłam, to był dobry wybór. Fakt, należy pamiętać, że jest to kolejne miejsce do sprzątania, dbania o nie, pielęgnowania zieleni, ale nie przeszkadza mi to. Możliwość wyjścia do ogródka po pracy i powygrzewania się z książką rekompensuje wszelkie niedogodności. Dalej zazdroszczę wszystkim tym, którzy mieszkają w domach z ogrodami, ale, tak jakby, trochę już mniej.