Stuknęło nam sześć miesięcy. Mimo że nie spieszyło mi się do rozszerzania diety, postanowiłam dłużej nie czekać i zacząć proponować Konikowi jedzenie. Jesteśmy na początku naszej przygody, a ja chciałabym dzielić się z wami moimi przemyśleniami i doświadczeniem, ale też dużo się od was uczyć. Czemu BLW, co to w ogóle jest, czy to sposób rozszerzania diety dla każdego i od czego właściwie zacząć?
BLW, czyli Baby Led Weaning (po polsku spotkacie urocze rozwinięcie skrótu: Bobas Lubi Wybór) to rozszerzanie diety sterowane i kontrolowane przez dziecko. Tak, dokładnie, przez tego sześciomiesięcznego niemowlaka. On jest w stanie samodzielnie spożywać posiłki. Trzeba mu tylko zaufać i na to pozwolić.
BLW nie jest jednak totalną samowolką dziecka − w skrócie i najprościej: to rodzic decyduje kiedy i co je dziecko, a dziecko decyduje czy zje to, co zostało mu zaproponowane i ile. Ta piękna zasada ogólnie dotyczy żywienia dzieci, czy zdecydujesz się na BLW, czy na łyżeczkę. Nie wpychamy dziecku jedzenia, bo to po prostu zwykła przemoc i najprostsza droga do tego, aby nasze dziecko w przyszłości nie tylko nie czerpało przyjemności z jedzenia, ale też do wielu zaburzeń żywieniowych.
BLW to proponowanie dziecku tego, co sami jemy. I to mnie najbardziej przekonuje w tej metodzie! To zupełnie naturalne, że dziecko, gdy jest gotowe, aby zacząć jeść inne posiłki niż mleko mamy (czy mleko modyfikowane, bo BLW można przecież też stosować, gdy nie karmi się piersią), po prostu je to, co reszta rodziny. Są oczywiście małe odstępstwa − maluchowi nie podajemy posiłków z solą, cukrem (co akurat może wyjść nam, dorosłym, na dobre), do 1 roku życia nie proponujemy miodu czy mleka krowiego do picia (jeśli decydujemy się w ogóle je podawać, a produkty mleczne możemy podać od razu), do 12 roku życia nie proponujemy grzybów leśnych, ale generalnie, niemowlę je to, co my. Może nawet z naszego talerza, co cudownie wzmacnia zaufanie do jedzenia.
Co jeszcze skłoniło mnie do wprowadzenia BLW w naszym domu?
Kontynuacja karmienia piersią na żądanie − to dla mnie logiczne, że skoro karmię na żądanie dziecka, czyli ufam, że samo najlepiej wie ile i kiedy potrzebuje zjeść, powinnam zaufać mu również w kwestii innych posiłków, już nie tylko mlecznych.
Wolność. W wyborze posiłku. W smaku. W konsystencji. W tym, czy w ogóle w tej chwili mam ochotę na jedzenie. To dziecko decyduje, a ja jestem obok i wspieram. Mamy tyle czasu, ile ono potrzebuje.
Powrót do korzeni. Jestem fanką wszystkiego, co naturalne − na miarę możliwości obecnych czasów. Prawdopodobnie dzieci zawsze tak jadły, zanim ktoś wymyślił, że można karmić je papkami.
Zmysły. Jedzenie to nie tylko smak. To też dotyk (jedzenie może być zimne, ciepłe, może być szorstkie lub gładkie, można z łatwością rozgnieść je w ręce lub z trudem memłać w buzi), zapach (to dlatego jedzenie może nam nie smakować, gdy jesteśmy zakatarzeni − nie czujemy aromatu!), wzrok (różnokolorowe warzywa i owoce!), słuch (chrup, chrup).
Samodzielność. Choć nie cisnę, żeby moje dziecko było jak najszybciej samodzielne, to jednak miło zjeść wspólnie śniadanie czy obiad − kiedy maluch je, ja jem razem z nim, po prostu.
Lenistwo. Tak, dokładnie, lenistwo. Moje, zresztą. Nie chciałoby mi się oddzielnie gotować dla dziecka, bo nie mam czasu niekiedy ugotować czegoś dla siebie, więc pewnie posiłek dziecka odbywałby się kosztem mojego. Tymczasem wydzielam Konikowi kawałek ze swojego talerza i już. Najedzona mama to szczęśliwa mama.
Oszczędność. Jak wyżej, cała rodzina je to samo, więc oszczędzamy pieniądze, czas, energię.
Czy BLW ma minusy?
Pewnie, i to kilka. Czy jednak są to rzeczywiście minusy? Ja postrzegam je bardziej jako kwestie, na które muszę zwrócić większą uwagę. Jedną z nich są możliwe niedobory, np. żelaza. Dziecko przez pierwsze tygodnie, a nawet miesiące może niemal w ogóle nie jeść, tylko poznawać, odkrywać, smakować. Ważne, aby wiedzieć, w których produktach znajduje się żelazo i witamina C, która poprawia wchłanialność żelaza, i takie posiłki proponować dziecku. Jeśli jeszcze nie posiadasz takiej wiedzy o żywieniu, teraz przyda się zorientować, które warzywa, owoce, zboża, nasiona, orzechy pełne są żelaza, wapnia, cynku, które witaminy rozpuszczalne są w tłuszczach itd.
Od kiedy usłyszałam o BLW, wiedziałam, że będę chciała tak rozszerzać dietę córce. Wydawało mi się to takie… naturalne. Normalne. Sporo czytałam o BLW w internecie, zwłaszcza na niezawodnej grupie na Facebooku Kwartalnika Laktacyjnego. Byłam też na warsztatach z BLW prowadzonych przez Gosię Jackowską. No i, jak to z wieloma rzeczami bywa, im więcej wiedziałam, tym bardziej okazywało się, że jednak tak superproste to nie jest. Przykład: na początku żyłam w przekonaniu, że po prostu robię coś dla siebie i córki, a Gaja je to samo, co ja. Jednak konieczność ograniczenia soli w diecie niemowlaka powoduje, że większość moich potraw się dla niej nie nadaje. A ja nadal jeszcze nie ogarnęłam do końca życia z dzieckiem i przygotowanie sobie samej czegoś do jedzenia bywa trudne, a jeszcze w wersji dla córki to kolejny poziom trudności. Wspominam o tym, bo jednak trzeba wiedzieć, że BLW nie jest rozwiązaniem wszystkich problemów, a takie czasem można odnieść wrażenie, czytając niektóre strony. Ja jestem, jakby to ująć, dość liberalna w moim podejściu do rozszerzania diety.
Marta, mama Gai
Wielu rodziców obawia się też zakrztuszenia, a nawet zadławienia, jednak już wiadomo, że ryzyko jest niezależne od sposobu jedzenia. Posiłki podawane w odpowiedniej formie i przy zachowaniu prawidłowej pozycji dziecka nie stanowią większego ryzyka zadławienia niż papka, którą rodzic podaje na łyżeczce. Dlatego tak ważne jest, aby rozszerzać dietę dziecku, które jest na to gotowe. Przyda się też odświeżyć kurs z pierwszej pomocy niemowlęciu, ale nie tyko ze względu na ryzyko zadławienia. Po prostu, każdy świadomy rodzic powinien przejść taki kurs.
Pamiętam pierwszy raz, kiedy Julia zakrztusiła się jedzeniem. To nie było łatwe, ale dała sobie radę. Do dziś jej się to zdarza, ale nie panikuję, tylko czuwam i obserwuję.Aleksandra, mama Julii
No i bałagan. Tak, przy BLW jest bałagan. Czasem bałagan to za mało powiedziane. Jedzenie jest na dziecka twarzy, za uszami, na włosach, rękach, plecach, kolanach, stopach. Na twoich włosach, plecach, kolanach, stopach. Mój syn właśnie uczy się pić z kubka (tak, zwykłego, takiego jak my mamy. Tak, ma pół roku), więc woda jest absolutnie wszędzie, a najlepszą zabawą jest wylanie całej zawartości szklanki na siebie. Oczywiście można zaopatrzyć się w foliowy kombinezon albo rozebrać dziecko do pieluszki (a siebie do majtek) na czas posiłku. Jeśli macie kota lub psa, też powinni być zadowoleni.
Gaja ma teraz 7,5 miesiąca i nadal je minimalne ilości pokarmów stałych. Także trzeba uzbroić się w cierpliwość i naprawdę zaufać dziecku − choć to czasem bywa frustrujące, kiedy 10 minut przygotowujesz posiłek, dziecko w 10 sekund wszystko rozrzuci i rozmaże, posiłek skończony, a ty masz sprzątania na kolejne 10 minut.
Marta, mama Gai
“Food is just for fun until they are one”. Do roku jedzenie to tylko zabawa! Podstawą jest mleko mamy (albo modyfikowane). To rozszerzanie diety, jak sama nazwa wskazuje, nie zastępowanie piersi jedzeniem stałym. Dziecko ma dużo czasu, aby poznawać konsystencje, smaki, faktury, zapachy. Ma czas, aby nauczyć się jak miażdżyć jedzenie dziąsłami, gryźć dopiero co wyrżniętymi zębami, przełykać, popijać wodą. Sprawdzić, jak głęboko można włożyć do buzi kawałek ziemniaka. Wypchnąć językiem pokarm, jeśli coś jest nie tak. To wszystko to totalne nowości dla niemowlaka, więc ma zupełne prawo odkrywać wszystko w swoim tempie. Ja po prostu wyluzowałam i cieszę się każdym uśmiechem, zdziwieniem, skrzywieniem (kwaśne jabłko!). Nie ważę, ile jedzenia było przed posiłkiem i ile zostało po posiłku. Nie mierzę ilości wody. Moje dziecko najlepiej wie, ile jedzenia mu trzeba i ile wody ugasi jego pragnienie.
Pamiętajcie o luzie i spokoju. Ja chciałam gotować od razu super dania i strasznie się denerwowałam, że Julia prawie nic nie je, a ja stoję przy garach, żeby to dla niej zrobić. Na szczęście dość szybko zmieniłam podejście i teraz obie jemy to samo. Bez nerwów. Z kubkiem ciepłej kawy (dla mnie).
Aleksandra, mama Julii
Jak zacząć?
U nas było tak: podsunęłam bawiącemu się na macie, wyspanemu i najedzonemu mlekiem Konikowi kawałek brokułu i marchewki, które wcześniej uparowałam. Starałam się, aby warzywa były w miarę miękkie, ale nie za bardzo i pokrojone tak, aby dało się je komfortowo złapać w rękę. Konik zainteresowany, ale ostrożny, porozgniatał warzywa, coś tam popróbował, pokrzywił się, podziwił, popluł i po dwudziestu minutach stracił zainteresowanie i wrócił do zabawy. Następnego dnia podsunęłam banana i dojrzałą gruszkę. W kolejnych dniach jabłko, korzeń pietruszki, batata, ziemniaka, kiwi, cukinię, makaron kukurydziany, chleb razowy, awokado. Po każdym posiłku proponuję wodę ze zwykłego kubka lub bidonu. Za każdym razem ja jem to samo. Kot i psy dojadają resztki − te, które mogą i im nie zaszkodzą (pamiętajcie, że zwierzęta nie mogą jeść wszystkiego tego, co i my). Nie planowałam tych pierwszych posiłków. Patrzyłam, co mam w domu albo co ładnego było w sklepie i to tego dnia jedliśmy. Uparowane, surowe lub upieczone. Skąd wiem, że proponowany posiłek jest bezpieczny dla niemowlaka? Jeśli ja jestem w stanie oderwać kawałek wargami, dziecko też sobie poradzi.
Na początku, przez pierwsze 2-3 tygodnie, postanowiłam proponować Konikowi proste posiłki, 2-3 razy dziennie. Dwa lub trzy rodzaje warzyw, owoców, makaron, chleb, strączki. Teraz wprowadzam bardziej „skomplikowane” dania: placuszki, kotlety warzywne, koktajle, owsianki, sosy do makaronu, pasty do chleba. Powoli, nie spieszy nam się.
Początek rozszerzania diety wypadł nam w trudnym okresie, kiedy kompletnie nie mieliśmy czasu na gotowanie, a jednak chcieliśmy już zacząć − stąd „słynne” już zdjęcie Gai wymazanej hummusem. Bardzo jej smakował! Miała też wtedy na talerzu kawałek mango, jajko i chyba ogórka, ale hummus wygrał wtedy zdecydowanie.
Uwielbiam patrzeć, jak reaguje na nowe smaki − czasem jest to dla mnie zaskoczenie, ma chyba inny gust niż ja. Lubi jogurt naturalny (dla mnie przez wiele lat była to rzecz kompletnie niezjadliwa), a krzywi się i pluje na mus z jabłek. Ostatnio dałam jej plasterek cytryny − memłała go zachwycona!Marta, mama Gai
Nie ma wytycznych, co można zaproponować dziecku jako pierwsze − owoc, warzywo, kaszę. Jeśli obawiasz się o to, że niemowlę próbując słodkie jabłko czy banana nie będzie chętne do jedzenia brokułu, chyba nie wiesz jak smakuje mleko. Podpowiem, jest bardzo słodkie. Dziecko już zna słodki smak doskonale i bardzo go lubi, co nie oznacza, że pogardzi pietruszką czy ziemniakiem.
U nas początki to była ceremonia − jak kolacja przy świecach: ja naga, Aniela naga i słynny brokuł z marchewką. A tak na poważnie to tylko luz nie skieruje w stronę papek, które dzieci BLW też jedzą i robią dużo bałaganu… chyba, że dostają mus z tubki.Ola, mama AnieliPanuje błędne przekonanie, że BLW wyklucza podawanie pokarmów łyżeczką. Julia zupy zjada w ten sposób, ale nadal to ona decyduje, czy zje kolejną porcję.Aleksandra, mama Julii
I… tyle. Codziennie odkrywamy nowe smaki albo utrwalamy już poznane. Czasem tylko rozgniatamy cukinię, czasem nie zostaje nawet kawałek, a czasami wyssany jest sam sok. Karmienie piersią reguluje nam czas posiłków. Najpierw proponuję pierś, Konik się najada, następnie mamy chwilę na przygotowanie posiłku, na ogół około pół godziny, proponuję posiłek, potem proponuję wodę, a na końcu znów mleko. Ten schemat wyszedł nam dość intuicyjnie, a okazało się, że jest zgodny ze „sztuką”. Czuję, że Konik ma z tego całego rozszerzania prawdziwą frajdę i my też mamy.
Czy BLW jest dla wszystkich? Moim zdaniem to świetna metoda dla rodziców, którzy „czują” temat i są do niego przekonani, a intuicja podpowiada im, że to dobre dla ich dziecka. Jeśli wy się stresujecie, nie jesteście pewni, dziecko wyłapie wasze nastroje i niepokój. Jedzenie to przyjemność i frajda z odkrywania smaków, zapachów, kolorów − niekoniecznie poprzez BLW. W tradycyjnym rozszerzaniu diety również dziecko je kawałki, które trzyma w ręce, poza karmieniem go łyżeczką gładkim musem.
Jeśli dopiero zastanawiasz się nad BLW, koniecznie przeczytaj dwie książki: „Bobas lubi wybór” Gill Rapley i Tracey Murkett (podstawy podstaw, wszystkie niezbędne informacje o BLW, często do niej wracam) i „Moje dziecko nie chce jeść” Carlosa Gonzáleza (bardzo układa w głowie wszystkie kwestie związane z jedzeniem). Poza tym poniżej garść linków, z których sama korzystam:
BLW, czyli rodzic też ma wybór! − Szpinak robi bleee, blog dietetyczki i psycholożki, Zuzi Anteckiej. A także kompendium wiedzy na temat rozszerzania diety u dziecka − świetne!
Blog dietetyczki, Gosi Jackowskiej i część o BLW (między innymi o obawach związanych z BLW, ściągawka z nowości w diecie dziecka, o tym, co można, a czego nie można podać niemowlakowi).
BLW w teorii z najpopularniejszego BLW bloga − Ala’Antkowe BLW.
Zdjęcie: unsplash.com
PS Za wsparcie przy tekście dziękuję dwóm Olom i Marcie, cudownym mamom, od których wiele się uczę!