Za nami pierwszy miesiąc rozszerzania diety Konika. Oczywiście nie wiem, kiedy to minęło i dlaczego tak szybko. Niemal nie pamiętam już swoich początkowych obaw, rozterek, rozkminiania po nocach kolejności, składników, nowych przepisów. Wszystko wyszło bardzo naturalnie, a my do rozszerzania podeszliśmy w sumie bardzo intuicyjnie i „na czuja”.
Kiedy Konik skończył sześć miesięcy, a ja zauważałam u niego wszystkie oznaki gotowości do rozszerzania diety (o których poniżej), po prostu podsunęłam mu ugotowanego na parze brokuła i marchewkę, kiedy bawił się na macie. Był najedzony mlekiem i nie był śpiący. Tyle. Kolejnego dnia zaproponowałam banana czy gruszkę, potem kolejne owoce i warzywa. Po kilku dniach makaron (hit!), chleb żytni, następnie jakieś bardziej złożone dania: makaron z sosem, kotleciki ze strączków, kasza jaglana z masłem orzechowym. Od początku skrapiałam warzywa oliwą z oliwek lub olejem lnianym albo dodawałam zmielone siemię lniane, sezam lub proponowałam kawałek awokado (dobre tłuszcze! Plus wiele witamin rozpuszcza się w tłuszczach). Proponuję wodę w bidonie lub zwykłym kubku. A na końcu, po umyciu łapek, pierś.
I w sumie cały czas nam został taki schemat: drzemka, pierś, po około 40 minutach (czasem 30, czasem 60, jak się tam wyrobimy) propozycja posiłku i wody, pierś. Zobaczymy jak będzie za miesiąc.
Skąd wiedziałam, że Konik jest gotowy na inne jedzenie niż mleko?
Potrafił siedzieć na moich kolanach z podparciem mojej ręki, kontrolując ruchy swojej głowy. Czyli kiedy sadzałam go sobie na kolanach, bokiem, z podwiniętą miednicą, nie „składał” mi się, ani nie „przelewał” przez ręce. Po prostu siedział z moją małą pomocą.
Nie wypychał językiem przedmiotów, a wręcz przeciwnie − każda zabawka, gryzak, a w sumie to wszystko w zasięgu ręki niemowlaka od razu lądowało w buzi. I to celnie! To kolejna oznaka gotowości: dziecko trafia przedmiotami/jedzeniem do ust.
I naprawdę interesowało go to, co my jemy. Potrafił przerwać zabawę ulubionymi przedmiotami, żeby obserwować jak jem kanapkę czy przygotowuję coś w kuchni. W restauracji ciężko było utrzymać go na kolanach, bo wyrywał się do naszych talerzy.
W pierwszych miesiącach rozszerzania diety można proponować maluchowi 2-3 stałe posiłki. U nas na razie działa częstotliwość 1-2, kierujemy się w stronę dwóch, czasem z trzecim jako przekąską (owoc posypany zmielonymi orzechami).
Śniadanie niemal zawsze nam wychodzi, z czego bardzo się cieszę, bo siadamy do niego całą rodziną i w końcu i ja, i mój niemąż jemy pełnowartościowe śniadania. Co jemy? Na ogół owsiankę z owocami, gotowaną na wodzie, ze zmielonym sezamem lub orzechami, kanapki z pełnoziarnistego chleba z hummusem lub inną pastą strączkową z warzywami, jaglankę z owocami i zmielonymi orzechami lub masłem orzechowym czy migdałowym. Na początku rozszerzania wystarczyły 2-3 rodzaje owocu czy warzywa, do wyboru i posmakowania. W sumie teraz, na początku siódmego miesiąca, też zdarza mi się „na lenia” podać po prostu całe jabłko do obgryzania. Dla syna i dla mnie.
Dobrą przekąską są owoce posypane zmielonymi orzechami, sezamem, siemieniem lnianym lub obtoczone w ekspandowanym amarantusie czy jagle. Placuszki też dają radę, szczególnie w terenie.
Na obiad staram się, aby zawsze w propozycjach znalazło się coś ze strączkami − makaron z soczewicy czy grochu, pasta z ciecierzycy lub fasoli, kotleciki soczewicowe. Strączki to dobre źródło żelaza, koniecznie proponujemy zawsze w towarzystwie warzywa pełnego witaminy C.
A teraz pytanie, które zadawałam sobie zawsze, gdy widziałam zdjęcia tych pięknych, pełnowartościowych posiłków proponowanych niemowlakom − czy Konik je? Nie, Konik generalnie niewiele je. Konik obserwuje, próbuje, wkłada kawałki do buzi, czasem odgryza. Wypluwa. Poznaje smak, konsystencję, zapach. Czasem przełyka, czasem się krztusi. Nieraz coś mu tak bardzo smakuje, że próbuje włożyć do buzi cztery kawałki naraz (szparagi na przykład, które są absolutnym hitem).
I drugie ważne pytanie: czy ja się tym przejmuję? Nie. Konik ma siedem miesięcy i jeszcze dużo czasu, aby nauczyć się tego, co mu odpowiada, co mu smakuje, czego nie lubi, czym lubi jeść i jak. Mam ogromną przyjemność z proponowania mojemu dziecku tego, co i my jemy i lubimy. Patrzenia, gdy coś mu zasmakuje. Ufam mu, że sam wie, co jest dla niego najlepsze: czy ma ochotę zjeść coś, co mu proponuję i ile. Mleko mamy jest dużo bardziej pożywne niż cokolwiek innego (a na pewno niż marchewka czy banan), a to ono (lub mleko modyfikowane, jeśli nie karmisz piersią) jest podstawą diety do roku.
Poniżej kilkanaście zdjęć z naszych posiłków w pierwszym miesiącu rozszerzania diety. Mam nadzieję, że cokolwiek wam rozjaśnią.
Przepis na koktajl z awokado i banana tutaj.
Przepis na kotleciki tutaj.
Przepis na hummus tutaj.

Owsianka z płatków górskich, fajne sprawdza się konsystencja bardziej zwarta, ale ja też lubię taką owsiankę.
Przepis na kluseczki tutaj.

Placuszki wjechały na koniec pierwszego miesiąca, super do zabrania ze sobą na zajęcia czy spacer, gdy wtedy jest przestrzeń do proponowania posiłku.
Przepis na najprostsze owsiane placuszki tutaj.
Z przyborów i akcesoriów na razie używamy prostego krzesła z IKEA (ANTILOP) i fartuszka w grochy, też z IKEA. Do picia wody używamy najzwyklejszego kubka plastikowego i bidonu (Canpol, cena ok. 10 zł). Zastanawiam się nad matą, która się nie przesuwa po blacie i pewnie będę chciała ją kupić, bo czasem to, na czym proponuję posiłek jest ciekawsze niż brokuł czy banan. Ale nic nie jest bardziej fascynujące od zielonych szparagów!
Mam wrażenie, że do tego całego rozszerzania diety podchodzimy w miarę na luzie, bo myślę, że jedzenie jest wielką przyjemnością. Lubimy jeść dobre rzeczy, sami gotować, chodzić po knajpach i próbować nowych rzeczy. Chciałabym, żeby Konik miał taką samą frajdę jak my z jedzenia.
Do poczytania w pierwszym miesiącu rozszerzania diety (i na pierwsze miesiące): „Moje dziecko nie chce jeść” Carlosa Gonzáleza i „Bobas lubi wybór” Gill Rapley i Tracey Murkett, jeśli nie zrobiliście tego wcześniej.
Witamy w drugim miesiącu rozszerzania diety!